W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy, którego nieistnienie zabija jak topór... minęły 4 lata od kiedy wyciągnięty na szarej, szorstkiej wykładzinie, śledziłem akcję tego spektaklu na ekranie śnieżącego telewizora, w którym jak w szklanej kuli dbijał się obraz pokoju wyblakły w jasnym słońcu, przesyconym światłem, które sprawiało, że pokój wydawał się przezroczysty jak wnętrze kryształu, przestrzenny, chociaż wypełniony tym wszystkimi przedmiotami, które ubarwiają codzienność albo ułatwiją poruszanie się w niej - zegarynka, którą ktoś poruszył i nic już nie wróciło na swoje miejsce... zawieszony na tęczy, pod gwarancją wizji... niepodległy czasowi, chociaż nigdy już nie wróci. Ona bawiła się klockami, a Ty oddawałaś się w lekturze czasopism, albo nowej, interesującej powieści, albo komponowałaś na ekranie monitora projekt kolejnej kolorowej reklamy, broszury, etykiety, teczki, plakatu, dzięki którym mogliśmy spokojnie spoglądać w niedaleką przyszłość, ta dalsza wydawała się oczywista i mało zajmująca. Czekaliśmy aż nadejdzie. Ja zahipnotyzowany obrazem próbowałem odkryć niewidoczną nić powiązań pomiędzy koniecznością a przypadkiem, próbując z dostrzeżonych znaków, wysnuć stabilną teorię przeznaczenia.
#55
>