W
przestrzeniach pomiędzy długimi smugami cienia rzucanymi przez drzewa
mógłbym odnaleźć niejedną historię zaczynającą się od wyrytch na
stalowoszarej skórze pni znaków W.SZ.M... ICH LIEBE... podstęplowanych
pieczęcią w kształcie serc przeciętych strzałą - gwaratujących prawdziwość
opieczętowanych wyznań mimo, że one same dawno straciły już ważność.
ZK1924, A&O 1995 - apostołowie krótkotrwałej radosnej nowiny;
historię, której zakończenie odnaleźć można już kilka kroków za
bramą parku w ostaniej notatce o bohaterach, wyrzeźbionej jasnymi
literami na ciemnej płaszczyźnie czarnego granitu: Ś.P. Nieobecny
Pozostawił W Nieukojonym Żalu.... Idąc zbieram porozrzucane gazety
i robię z nich okręty i kapelusze, przymierzam. Czasem odkrywam
fragment jakiejś książki, jeden, potem drugi - wtedy zamieram w
bezruchu, uchwycony w pół kroku pomiedzy zdaniami, w podróży do
źródeł czasu, pozwalam się ponieść falom przepływającego tekstu:
Minęły cztery lata i siedem miesięcy, odkąd byłem ostani raz
w tym domu z białymi kolumnami, z frontonem zdobnym w nasępione
gzymsy, które mu nadawały surowy wygląd pałacu sprawiedliwości...
tu odcisk czyjegoś buta i wilgoć zatarły wyrazistość i czytelność
słów... odzyskują ją kilka linijek dalej zdaniem: Wsparta o pień
obłupany z kory stała kamienna ławka, z której niegdyś uderzeniem
obcasa wydobyłem drewniany rezonans...
potem tekst się urywa, ale magiczna formuła zaklęta w tych słowach
sprawia, że głośno odczytując zdanie, którym kończy się postrzępiony,
wydarty z łona całości fragment, zatrzymuję się przed ławką i mogę
opowiedzieć dalszy ciąg tej historii. Zawieszony na ławce pod
gałęzią topoli wyrzucam przed siebie myśl, jak niedopałek papierosa
- przecinając przestrzeń łagodnym łukiem, rozżarzony pomarańczowym
trzmiel, przez chwilę zdaję się konkurować ze światłem lampy, z
odległym blaskiem gwiazd, zanim zapadając się w śnieg zgaśnie wydając
cichy jęk ssss... Tak odkrywam miejsce, do którego wiodły mnie owe
ośnieżone żwirowe aleje. Kamienna ławka ze strzępem nici tańczącym
w powiewach mroźnego wieczornego powietrza. Uchwycę się go i spróbuję
się wydostać. Dzięki Ariadno. |