Bo
cóż mogłem ci ofiarować- brudne sufity z których zwisają firany
pajęczyn jak szare plamy zapomnienia na pulsujących płatach umysłu,
przestronne, niedomyte, naznaczone bliznami pęknięć okna wychodzące
tylko na zachód, zasnute mgłą zamyśleń i medytacji, oferujące zawsze
ten sam widok - ciężkie ołowiane niebo zawieszone nad wilgotnymi
od deszczu dachami domów, kołyszące się gałęzie czereśni; stare
zakurzone meble, których nie używam - szuflady pełne niepotrzebnych
drobiazgów i szafy nabrzmiałe stertami zniszczonych ubrań - znaki,
które odsyłają w przeszłość - ciężki kożuch metafizycznych zamyśleń
z obfitym kołnierzem skrywającym twoje łzy i oddechy, mój pot, krew
i wino rozlane za słowa raniące jak pięść zwieńczona sygnetem, ciepły
i lekki płaszcz - pasował na mnie gdy razem budowaliśmy nowe dni,
sweter, który dostałem od ciebie, sukienka, którą zdjęłaś, sukienka,
w którą cię ubrałem, sandały z rzemyków oplatające twoje stopy jak
korzenie drzewa, o które oparłaś dłonie by ofiarować mi uniesienie
i swoją zmysłowość nad czarną taflą jeziora; podłogę lepiącą się
do stóp unoszącą stosy nieaktualnych gazet - barwnych obrazów nadziei
i złudzeń malowanych przez utalentowanych stylistów mody, ciała,
przedmiotów i myśli zamkniętych w przejrzyste formy felietonu -
klejnoty ich umysłu, błyszcząca biżuteria ich zamyśleń - szklane
paciorki, które przesuwają nucąc mantrę: 12 złotych za wiersz...-
niedoczytanych książek, papierów zapisanach odręcznym nierównym
pismem, którego nikt nie odczyta... Zapraszam Cię do tego gmachu
i nie myślę o tym co, gdzie i kiedy. Przychodzisz zabierasz i wygrywasz.
A ja zawieszam jeszcze tylko błękitny neonowy szyld nad wejściem
Gdzie jesteś... |