Nowy dzień
- poza zasłoną Maji... Przetrząsnąłem wszystkie kąty w poszukiwaniu
kasy. Nie jest źle - pomyślałem - przyglądając się stercie drobniaków,
15 złotych i 45 groszy... OK jest. Ciepło. Jest dzień_przede_mną.
Dobrze... powinienem wykonać jakiś ruch w stronę bliżej nie ustalonej
stabilizacji, może. Może nie warto już czekać? Do dupy z taką
robotą. Przecież wszystko mogłoby być prostsze: jakaś sensowna
stała praca, pewne pieniądze pod koniec miesiąca, kredyt w banku,
mieszkanie z widokiem na... spokój... wieczorna lektura gazet
i kolorowych czasopism, spacer, wylegiwanie w łóżku przez weekend,
dwa tygodnie urlopu w roku. Czy to ważne co to by była za robota?
Przymykam oczy i widzę to dokładnie, tak...
Mrok. Dzzzzy. Dzzzzzzzy - telefon zajęczał jak zraniony pies.
- Tak. Słucham? Oczywiście. Jestem do Państwa dyspozycji. Na kiedy?
Nie widzę problemów. Proszę tylko o przesłanie... Bla, bla,
bla... Cieszę się, że Państwo o mnie pamiętali. Do widzenia, do
widzenia. Bla, bla, bla. [Bleeee, bleeee].
|