Zakrzywiłem
przestrzeń i znalazłem się po drugiej stronie - poczułem w ustach
wilgotny smak powietrza, a pod stopami twardą powierzchnię miejskiego
bruku. Idąc próbowałem zaglądać im w oczy, chciałem przekonać się,
czy w ten sposób można zobaczyć więcej, ale nie było to łatwe -
odwracali głowy albo przyspieszali kroku. A więc tak wygląda rzeczywistość.
Niech przeminą Dziwne Dni pomyślałem - nie oddam im ani jednej z
tych błogosławionych chwil z trudem wywalczonej swobody - przyspieszyłem
kroku. Podziemnym przejściem, pod pulsującą arterią miasta - tędy
płyną budowniczowie i wandale, dostawcy świeżego pieczywa i mózgów,
które mają ogarnąć to wszystko, nic nie ma prawa umknąć ich pamięci,
nawet nazwa ulicy prowadzącej do Wysokiego Zamku. Spiżowa, a może
Kamienna. W stronę rozpostartych jak meduzy kawiarnianych ogródków,
szklanek pełnych piwa, rozpasanych wystaw sklepowych. Przechodzą
gdzieś tędy... jeśli przypatrzysz się uważnie zobaczysz. TO musi
być widoczne. Spojrzenie przeszywające, śledzące każde załamanie
muru i każdą linię światła. Chyba, że kryją je pod kapturami opuszczonych
powiek, a może. Minąłem jeszcze Człowieka-Posąg i Kobietę-Lalkę
- ktoś niezorientowany sprawdzał, czy porcelana jej ciała, jest
naprawdę twarda, odskoczył przerażony, gdy poczuł jak ustępuje pod
naciskiem jego palców... byłem na miejscu. |