Zrozumiałem, że coś jest nie tak, kiedy przyłapałem się na tym, że od pół godziny bezmyślnie, ale z zaangażowaniem, obserwuję relację z rywalizacji kobiet w podnoszeniu ciężarów na igrzyskach olimpijskich w Atenach. zupełnie bez sensu. absurdalnie. Wygrała reprezentantka Chin: 122,5 kg w rwaniu i 153 kg w podrzucie. tak. przyszlo mi do głowy, że mógłbym zająć się czymś ciekawszym, nawet wiedziałem czym, ale nie potrafiłem tego uzasadnić. przerażały mnie zbyt obszerne tematy rozważań, które nasuwały się same: Igrzyska Olimpijskie - różnorodność form panowania nad ciałem. jako jeden z aspektów realizowania się ludzkości w fizycznym obszarze istnienia. aspekty etyczne i metafizyczne rywalizacji w zawodach olimpijskich z uwzględnieniem. ukonstytuowanie rzeczywistości obiektywnej poprzez afirmację ciała w kontekście Igrzysk Olimpijskich. itd. Tymczasem reprezentantka Węgier zajęła zdecydowanie drugie miejsce po tym jak nie podołała próbie pobicia rekordu świata ustanowionego przed chwilą przez chinkę. Książka czekała rozchylona, druga czekała napoczęta, trzecia wpółotwarta, czwarta już dawno przeczytana przełożona monitem z banku i rachunkiem za telefon podpierała piątą, z której chciałem sobie tylko coś przypomnieć, z szóstej zostały mi dwie ostatnie strony, które już mnie nie interesowały, w tym stanie porzuciłem ją tydzień temu. Wtedy zadzwonił telefon. |