Tak jednak
nie mógłbym roztrwonić życia, chociaż ta forma angażowała mnie
i sprawiała wiele frajdy. Znikałem w tym akcie kreacji, którego
efekt był przecież nikłą namiastką tworzenia, ale cóż to właściwie
znaczy? Wypełniał mnie przecież. Budowałem drogi - zapętlające
się fragmenty dróg - składałem je na ekranie z pikseli zdigitalizowanych
obrazów z kolorowych podróżniczych czasopism, turystycznych folderów,
krajobrazowych kalendarzy i z pirackich płyt CD z kolekcjami fotografii
Corel'a - cały ten barwny/brudny świat - wygrzebanych na
komputerowych giełdach. Wokół rzeczywistość rozwijała swoje efemeryczne
ciało, zajmując wolne do tej pory przestrzenie, goniąc swój własny
ogon. Śledziłem jej poruszenia na kolumnach gazet czytanych raczej
z przyzwyczajenie niż ciekawości - do porannej kawy, trzeciego
papierosa, zanim oddam się w całości zadaniu, do którego przydzielił
mnie TechWork.
|